W dwojaki też sposób oddziałuje na nasze uczucia nowe — w gruncie rzeczy niekorzystne — zjawisko, jakie niesie ze sobą urbanizacja. Otóż dzięki niej zwiększa się znacznie krąg możliwych znajomości i kontaktów (w porównaniu z życiem na wsi czy w miasteczku). Poszerzają one wprawdzie horyzont myślowy człowieka, zasób jego doznań i doświadczeń, ale równocześnie ów „wybuch kontaktów” obniża wartość wielu spośród nich. Nasza psychika — i to także jest obroną przed przeciążeniami — wypracowuje pewien system standardowych, takich samych reakcji na najbardziej złożone -i zróżnicowane przejawy życia. Uczucia bardzo wielu ludzi z wymienionego powodu jak gdyby „odpostaciowiają się”, pozbywają wyrazu, tracą swój indywidualny charakter.
Niektórzy psycholodzy i socjolodzy uważają również, że współczesnemu człowiekowi-mieszkańcowi wielkich, betonowych miast towarzyszy poczucie osamotnienia, wyobcowania jego osobistych spraw i potrzeb duchowych z pędzącego nurtu wielkomiejskiej cywilizacji. Współczesnego człowieka nękają także sprawy bardziej prozaiczne, jak na przykład: chroniczny brak mieszkania, gdzie ludzie mogą się spotykać, porozmawiać, pobyć we dwoje, a wreszcie i „pokochać się”. Sytuacja taka sprawia, że wszystko trzeba załatwiać pospiesznie, przy dużej nerwowości, co — jak wiadomo — nie sprzyja kulturze miłości, a często prowadzi nawet do jej prymitywnego traktowania. Trudne warunki mogą odebrać wiele uroku miłości, a pośpiech może zniszczyć jej delikatne i subtelne barwy. I na nic nie zdadzą się tutaj argumenty o romantycznej miłości, ’która swój blask i wielkość uzyskiwała głównie przez cierpienie i piętrzące się na jej drodze trudności.