Współcześnie coraz bardziej zapominamy jednak o potrzebie miłosnego dialogu, a nasza miłość staje się niezmiernie skąpa i oszczędna w doborze słów. I nie można tego tłumaczyć wyłącznie dzisiejszym pośpiechem życia, zdobyczami rewolucji naukowo-technicznej czy też współczesną wrażli- wośęią miłości bojącej się słów. Tych miłosnych i słów nie ma bowiem zbyt wiele, a już szczególnie w . czasie aktu spełniania miłości, .czyli współżycia płciowego. Miłosna gra wstępna jest najczęściej bezsłowna. Akt płciowy jest zdany na automatyzm odruchów i impulsów. Dopiero post factum następuje jakaś szczątkowa rozmowa. Jeśli chodzi o słownictwo erotyczne, to w Polsce pod tym względem jest\ zupełnie źle. A nie sposób stworzyć precyzyjną poetykę erotyzmu w kraju, w którym nie ma określeń dla części płciowych kobiety, ani też odpowiedniego słowa dla tyłu jej bioder. „W obrzydliwym wyrazie «poślądki», którego nie można wypowiedzieć publicznie ani intymnie, jest klimat śliskości, ślinienia, chichotu, uśmieszku, szeptu, wulgarności. Już to jedno słowo świadczy o wyobraźni niewłaściwej. Jest jeszcze drugi wyraź z czterech liter, pisany na parkanach, lepszy w dźwięku, najgorszy w użyciu, symbolizujący wiernie pogardę dla płci… Nie lepiej jest z męską anatomią erotyczną. Dla narzędzia męskiego prze- , znaczono oficjalnie ogólne bardzo słowo, które oznaczać może uczestnika każdego kolegium. Obok niego, a raczej nisko pod ńim, są dwa wyrazy tak ordynarne, że napisać o nich nie można. Powiedzieć też ich nie można. I to jest mniej więcej wszystko” .